Osobliwy dom

Uroki życia w zabytkowej ruinie

Przy ulicy Lipperta w Szczytnie stoi dość mocno zniszczony dom o obskurnym wyglądzie. Na jego bocznych ścianach widać pęknięcia w murze, w tym jedno dość głębokie, ciągnące się od podmurówki aż po dach. Fatalnie wygląda również elewacja z odpadającym tynkiem, spod którego resztek przezierają czerwone cegły. Z kolei okienne futryny na piętrze noszą jeszcze ślady sadzy i nadpalenia po pożarze, jaki nawiedził ów dom w marcu 2008 r.! Drzwi wejściowe od strony ulicy są pozbawione schodków, no i dlatego zamknięto je na głucho, dodatkowo pozbawiając klamek - fot. 1. Lokatorzy mogą dostać się do wnętrza budynku tylko od tyłu. Tutaj uderza jeszcze inna osobliwość budowli, która polega na tym, że od strony przeciwnej, czyli od podwórza jej wygląd zmienia się diametralnie. Dom już nie jest piętrowy, bo ma zaledwie jedną kondygnację - fot. 2. Porównując te dwa zdjęcia, aż trudno uwierzyć, że przedstawiają one jedną i tę samą budowlę. Z tej drugiej perspektywy widok jest dużo ciekawszy, ale tylko pod względem architektonicznym. Tutaj także ze ścian dopada tynk, a podmurówka nasączona jest wodą i porośnięta mchem, co wskazuje na to, że w mieszkaniach musi panować wielka wilgoć. Należałoby jeszcze dodać, że w tym domu gnieździ się aż sześć rodzin - cztery na dole i dwie na górze, a najnowszymi lokatorami, od lutego tego roku, są członkowie rodzinki pani Małgorzaty Niemyjskiej.

Cząstkowy remont

Niemyjscy, jak i inni mieszkańcy, nie mieli przebywać tu długo, bo dom zakwalifikowano do rozbiórki. Miało to jedną dobrą stronę, że czynsz z tego powodu był obniżony o 15%. Ba, wkrótce okazało się, że jednak nie, bo na rozebranie domu nie wydał zgody wojewódzki konserwator zabytków, uznając go za zabytkowy. Cofnięto zatem obniżkę czynszu, ale pocieszające było to, że administrator, Zakład Gospodarki Komunalnej, zabrał się za remont. Cóż, ku rozczarowaniu lokatorów nie odnowiono elewacji budynku, ani też mocno zniszczonej klatki schodowej, a wszelkie roboty ograniczyły się tylko do pokrycia przeciekającego dachu nową warstwą papy. Kiedy pani Małgorzata pytała, czemu nie położono dachówek, otrzymała prostą i krótką odpowiedź - stara, nadszarpnięta zębem czasu konstrukcja dachowa nie wytrzymałaby ich ciężaru.

Klitka z WC

W lokalu zajmowanym przez rodzinkę Niemyjskich nie ma, niestety, łazienki. Jest jedynie mała klitka z muszlą wc i niczym więcej. No, to jak to tak, żyć w XXI w. bez możliwości porządnego umycia się i bez kąpieli? Głowa rodziny zabrała się zatem do przerabiania wc na porządną toaletę, oczywiście za własne pieniądze.

Jednak, jak mówi nam pani Małgorzata, z chwilą gdy skończy roboty, musi ten fakt zgłosić do ZGK, a to dlatego, aby administrator mógł podnieść jej... czynsz. Coś „Kurkowi” w tym wywodzie nie pasowało - bo jak to tak, robi się remont za własne pieniądze, a mimo to ZGK, nie ponosząc żadnych kosztów, nalicza potem wyższy czynsz? Brzmiało to jak paradoks, ale...

- Istotnie, jeśli walory użytkowe danego lokalu wzrastają, wzrasta również czynsz. Nie można bowiem stosować już zniżki naliczanej z tytułu niskiego standardu - wyjaśnia Janusz Woźniak, dyrektor ZGK. Dodaje jednak, że wykonując remont za własne pieniądze można otrzymać zwrot poniesionych kosztów. Wszystko jednak musi odbywać się w określonej kolejności. O zamiarze przeprowadzenia ewentualnych przeróbek lokalu należy powiadomić ZGK przed ich dokonaniem, a nie po zakończeniu. Chodzi o to, że wraz ze zgodą na takie roboty administrator musi określić warunki i sposób ich prowadzenia - takie są przepisy.

- Samowolne przeróbki zajmowanych lokali, stanowiących zasoby ZGK, mogą skutkować nakazem przywrócenia ich do stanu poprzedniego - ostrzega Janusz Woźniak, dodając, że wówczas nie ma mowy o zwrocie jakichkolwiek pieniędzy. „Kurek” przekazał informacje uzyskane w ZGK pani Małgorzacie, która powiedziała nam, że w takim razie szybko uda się do zakładu, aby powiadomić go o remoncie i być może także uda jej się zawrzeć jakieś porozumienie czy umowę względem zwrotu poniesionych nakładów.

ZAŚMIECONE PRZEJŚCIE

Między ulicą Łaniewskiego a Osuchowskiego już od dobrych kilkunastu lat funkcjonuje pieszy ciąg komunikacyjny wiodący przez tory kolejowe. Stanowi on spore ułatwienie dla mieszkańców okolic, którzy mogą sobie znacznie skrócić drogę. Niestety na to przejście poprzez tory od strony ul. Osuchowskiego można wejść jedynie poprzez schodki, a zdaniem naszych Czytelników, bardzo przydałby się obok nich zjazd dla dla wózków dziecięcych i inwalidzkich - fot. 3.

Ale nie tylko mamy z wózkami, czy niepełnosprawni mogą mieć tu kłopoty. Jak widać na zdjęciu (fot. 3), także mały piesek nie jest do końca przekonany, czy uda mu się pokonać strome schodki i zastanawia się, czy wejść na nie, czy też dać się na spokój i zawrócić. Poza tym przejście wygląda na strasznie zaniedbane, co wiąże się z kolejną czytelniczą uwagą - brakiem koszy na śmieci. Istotnie, przydałyby się takowe, bo walają się tu spore ilości nieczystości, a głównie specyficznego rodzaju - flaszek po wiadomym napitku - fot. 4. A jakby tego było mało, to w sukurs owym przytorowym biesiadnikom idą jeszcze wandale, także „upiększający” ów zakątek w charakterystyczny dla siebie sposób. Otóż te z kolei bęcwały połamały i powyginały kolejowe znaki drogowe, które stały nie wadząc innym, po obu stronach przejścia - fot. 5. I jeszcze ostatni postulat - przydałaby się latarnia w tym miejscu, aby bezpiecznie można było pokonywać tory kolejowe po zmierzchu.

PS.

Jak się dowiedzieliśmy, wkrótce miejsce to zostanie oświetlone na wniosek radnego Mariusza Pardo. Należy mieć zatem nadzieję, że i pozostałe postulaty czytelników także będą spełnione.

"NIECZYNNY" PRZEJAZD

Podobnego do opisywanego wcześniej aktu niszczycielskiego dopuścili się wandale na kolejowym przejeździe przecinającym ulicę Kochanowskiego. Tutaj z kolei powyginano i poprzekręcano tabliczki z krzyżami pod drogowymi znakami kolejowymi, które ustawione zostały całkiem niedawno. Kiedy „Kurek” przyglądał się zniszczeniom, jeden z przypadkowych przechodniów mocno się dziwił, że postawiono tu te znaki, bo przecież żaden pociąg w kierunku na Wielbark czy Nidzicę już od lat nie jeździ. Cóż, nie jest to do końca prawda. Choć istotnie regularne składy tymi torami nie jeżdżą, nie znaczy to, że nie ma żadnego ruchu. Co jakiś czas bowiem do Wielbarka co najmniej, a czasami jeszcze dalej wyruszają specjalne składy kontrolne, których załoga bada stan torowiska. Jest to związane m. in. z tym, że wkrótce ma być przywrócone połączenie do Szyman, konkretnie do lotniska. „Kurek” pisał już o tym, ale przypomnijmy, że z Brukseli wpłynęło ok. 30 mln euro na rewitalizację połączenia Olsztyn - Szczytno - Szymany i to nie byle jakiego, ale obsługiwanego przez szybką kolej (120 km/godz), gdyż warunek był taki, aby podróż w jedną stronę trwała nie dłużej niż 35 min. Pieniądze muszą być wydane do 2015 r. Wychodzi na to, że już niedługo przez Szczytno będą śmigały eleganckie pociągi o opływowych kształtach - fot. 6.

Pożytek z szybkiego połączenia byłby wielki, bo nie tylko skorzystaliby klienci linii lotniczych, ale też cała masa ludzi dojeżdżających do szkoły lub pracy ze Szczytna do Olsztyna. Ich

dotychczasowa godzinna podróż skróciłaby się do dwóch kwadransów, z uciążliwości stając się przyjemnością!