odcinek 233

Jak od lat wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Siedzenie więc w grudniowy zimny wieczór w ciepłym, dobrze ogrzewanym pomieszczeniu w towarzystwie starego przyjaciela nastraja do rozważań nader optymistycznych. Jeżeli ktoś w tym momencie przymruży oko i uzna, że takim miejscem oczywiście może być mało sympatyczny państwowy zakład wypoczynkowy dla gorzej przystosowanych do rzeczywistości – to akurat w tym wypadku się myli. Jesteśmy dziś w o wiele przyjemniejszym lokalu. Tylko z tymi rozważaniami i optymizmem coś jakoś nie tak…

Miękkie skórzane fotele w salonie podmiejskiej posiadłości Henia Krótkiego goszczą, oprócz gospodarza, jego starego kompana Włodka Maciejko. Nie zaglądaliśmy do nich już od dawna i warto nadrobić tę istotną lukę w prezentacji mieszczneńskiej rzeczywistości. Specyficzny punkt widzenia obu naszych bohaterów pozwala bowiem myśleć o oderwaniu się od przyziemnych trosk i zmartwień.

- Jeszcze tylko niecały miesiąc i już dzionek się wydłuży… - Henio nie znosił długich zimowych wieczorów, a z natury był optymistą.

- Ale jeszcze przez miesiąc będzie się skracał… - Włodek wolał widzieć rzeczywistość w jej właściwych na dziś proporcjach dnia i nocy. Trudno wyczuć, czy był to pesymizm, gdyż pesymista to nic innego jak optymista, ale dobrze poinformowany. Rozważania nad tak istotnymi elementami rzeczywistości nie wpłynęły na szczęście na pragnienie naszych przyjaciół, którzy jak zawsze gasili je markową whisky i tradycyjnym kubkiem grogu starych murarzy.

- Byli już u ciebie? – rzucił pytaniem Włodek.

- Aha… - Krótki zadzwonił delikatnie kostkami lodu o ścianki szklaneczki ze złocistym napojem.

- I co? Obiecałeś coś?

- Nie kocham grajków… A poza tym … - Henio skrzywił się – Przecież sam wiesz, że każdy jest dobry za cudzą kasę, to dlaczego akurat ja mam być dobry za swoją?

- Wiesz, jakoś tak głupio… Pamiętasz jak ganialiśmy za dmuchaną jeszcze fuchą, z cyckiem i sznurowaną… Na Kaczaku bramki stały… Kosiłeś wszystkich ostro, nawet już cię do juniorów od razu do klubu chcieli! Karierę byś zrobił może na stoperze, w drugiej lidze nasi grali… - Maciejko przymknął oczy i wspominał lata piłkarskich przewag - Tak naprawdę to przeze mnie nie poszedłeś na zawodowca, bo mnie nie chcieli – Maciejko pamiętał przecież, jak jego już wtedy przyjaciel postawił się twardo, że sam do żadnego klubu nie idzie, tylko z kumplem piłkarskim niedorajdą.

- Co ty mi tutaj z jakimiś kopnymi w kostkę łzawymi historiami zaczynasz! – Krótki szorstko pokrył wzruszenie. W końcu nawet starzy przyjaciele rzadko pamiętają wspólnie przeżyte trudne chwile - Co ma piłka do kontrabasu?! – pociągnął łyk ze szklaneczki - Ja tam osiągnąłem dopiero pierwszy stopień umuzykalnienia i rozróżniam czy grają czy nie. W filharmonii w życiu nie byłem i jakoś sobie radę daję!

- No właśnie, co ma piłka do kontrabasu? – zgodził się Maciejko – U mnie też byli i jęczeli o wsparcie na wyjazdy, sędziów… Brr! Tyle lat przeżyłem jakoś i na żadnych sędziów płacić nie będę, Wrocław mi się nie podoba!

- A na co ci Wrocław? – zdziwił się Krótki.

- Bo tam wożą tych co na sędziów piłkarskich po parę złotych się zrzucali, a ja wolę sam za kółkiem siedzieć!

- Czekaj, czekaj… - Krótki potrząsnął głową – kto u ciebie był po prośbie? Muzycy czy piłkarze?

- No przecież ci od pół godziny nawijam, że piłkarze. Pani Dolińska ich od cycka odcięła, grosza na nic nie mają, sami sobie proroka na łeb ściągnęli i teraz płaczą, mecze walkowerem oddają… Wstyd na całe Mazury!

Krótki podrapał się po siwej już czuprynie. – Cholera! Pomór jakiś czy co? U mnie dla odmiany grajki byli z miejskiej orkiestry dmuchanej. Ich też od koryta odcięli i nawet na pastę do szorowania trąbek nie mają! Jakiś nawiedzony młodziak co Mieszczno pół roku temu pierwszy raz z bliska zobaczył, ale forsę trzyma, ma gdzieś ich wytarte puzony!

- To do cholery jasnej na co podatki płacimy! – zezłościł się Maciejko– Na grajków kopanych w pieprzonym Mieszcznie nie ma, na dmuchanych też nie! To na co cała forsa idzie?

- Kiedyś… - zaczął Krótki.

- Kiedyś, kiedyś…! – przerwał mu Maciejko – Kiedyś to była durna komuna co ten cały bajzel utrzymywała, a teraz jak chcesz sobie pograć to płać z własnej kieszeni. Obojętnie w piłkę czy na trąbce!

- Ale ja nie chcę grać ani w piłkę, ani na trąbce! Dlaczego mam za to płacić z mojej ciężko zarobionej kasy? – Krótki wyciągnął przed siebie dłonie.

- No to wściekać się nie ma o co, że hymn z taśmy leci a na mecz w kostkę kopanej piłki do Zasypia będziemy jeździć albo do Barlewa, bo tam są frajerzy co na to płacą… Chociaż swoją szosą to trochę wstyd, co?

- Wiesz Włodek, może by im tak parę groszy odpalić, co? – łamał się Krótki.

- A odpiszesz to sobie?

- No to ja to pieprzę!

Marek Długosz