Zimowe igraszki

Jakos tak niespodziewanie, choć to już początek grudnia, przyszła do nas zima. Ten i ów szczęka zębami, bo długie lato i wyjątkowo ciepła jesień zupełnie odzwyczaiły człowieka od chłodów. Bardzo zimno jednak nie jest i nie można zakrzyknąć: uha, ha zima ostra, zima zła! Po prostu mrozy są jak na razie niewielkie. W minione sobotnie popołudnie (10 XII) termometr wskazywał zaledwie minus 1 stopień, ale co ciekawe, oba jeziora zamarzły. Dwa dni wcześniej cienki lód skuł kanał łączący miejskie akweny, a obecnie resztę wód.

Szczęściem na obu taflach, tak małego, jak i dużego jeziora nie widać jeszcze śmiałków, którzy próbowaliby urządzać tam sobie ślizgawki. Wokół lodowe pustki i nawet ptactwo wodne nie stąpa po tej świeżej i cienkiej pokrywie - fot. 1.

Za to nieopodal miejskiej plaży, w zamkowej fosie, zimowe dokazywanie idzie na całego.

- Nie wiadomo, czy spadnie więcej śniegu, więc trzeba korzystać z tego, co jest - mówi "Kurkowi" Patryk Balcerzak.

Wraz z gromadkš kolegów ślizga się po stoku fosy, w dół ku ratuszowym murom. Nie używają przy tym żadnych wymyślnych technologicznie sprzętów, a jedynie kawałków... wykładziny podłogowej. Szusy na tym zaimprowizowanym naprędce sprzęcie przedkładają bowiem, i to znacznie, nad jazdę sankami.

- Dużo większa uciecha - twierdzą zgodnie. Liczy się bowiem bezpośredni kontakt z podłożem. Wtedy czuje się pęd i nieważne, ile śniegu wciśnie się przy okazji pod nogawki od spodni, pod kurtkę, czy nawet koszulę.

I już demonstrują "Kurkowi" jazdę na brzuchu - fot. 2.

- No, panowie - zwracamy im uwagę - czy aby nie przesadzacie?

Po krótkiej naradzie śniegowi ślizgacze doszli do wniosku, że może lepiej zademonstrują nam "lokomotywę".

Znalazłszy się na szczycie stoku siadają gęsiego na kawałkach linoleum i hajda w dół!

Bo "lokomotywka" to jest jazda jeden za drugim, tak jak pędzą po torach wagony pociągu - fot. 3.

Na koniec owych śniegowych dokazywań bardziej statyczny obrazek. "Kurek", penetrując okolice miejskiej plaży, natknął się bowiem na miniaturowy kulig, którego siłą napędową były nie końskie, a ludzkie mięśnie - fot. 4.

DRZEWKO ZWIASTUJĄCE ŚWIĘTA

Tu i tam stawiane są drzewka ozdobne, sztuczne lub prawdziwe. W związku z nimi powstały w Europie (do której wszak należymy) spory. Ateiści twierdzą, że powinno używać się jedynie nazwy drzewko świąteczne, wierzący z kolei, że nie, że właśnie drzewko bożonarodzeniowe.

Ha, u nas w Polsce nie ma się o co kłócić, bo nasz ojczysty język w swoim bogactwie oferuje salomonowe wręcz rozwiązanie. Aby się o tym przekonać nie trzeba nawet sięgać po opasłe tomiszcza, a wygodnie zasiąść w fotelu przed komputerową klawiaturą i wystukać: sjp.pwn.pl

Potem, gdy strona już się otworzy podejrzeć hasło choinka. W pierwszym znaczeniu to młoda, wiecznie zielona roślinka, a w drugim: "drzewko iglaste, świerk lub jodła (dziś także wykonane z tworzyw sztucznych), przystrajane tradycyjnie na okres Świąt Bożego Narodzenia (to dla wierzących) lub Nowego Roku (dla ateistów)." No i wilk syty, i owca cała.

* * *

U nas w Szczytnie dostaliśmy w darze od miasta aż dwie choinki, na obu rondach, a oprócz tego jeszcze dwie mniejsze, nieustrojone, ustawione na balkonie burmistrza, gdzie wystawiono je na widok publiczny - fot. 5.

Co to ma znaczyć? Czyżby chodziło o przypomnienie mieszkańcom, iż jest coś takiego, jak cnota ubóstwa? Że skromność nade wszystko, precz z ozdobami, świecidełkami oraz świątecznym rozpasaniem? Ba, ale jak to tak, z gołą choinką, przy pustawym stole - cóż to byłyby za święta.

* * *

W Warszawie, tuż obok Pałacu Kultury i Nauki od paru dni stoi najwyższa w Europie (warszawiacy mają wysokie aspiracje) "Choinka Millennium". Ma ona stanowić symbol tego wszystkiego, co wiaże się ze świętami, ich wyjątkową atmosferą, ciepłem i radością. W uroczystej iluminacji choinki wziął udział wiceprezydent Warszawy i tłumy mieszkańców stolicy.

No to pomyślałem sobie tak, skoro naszych choinek nie rozświetlają do dzisiaj (10 XII) żadne lampki, to może warto byłoby urządzić takie wspólne burmistrza z mieszkańcami miasta uroczyste "odpalenie" iluminacji, choćby tylko na tej jednej, stojącej przy placu Juranda. Abyśmy wszyscy, zgromadziwszy się pod drzewkiem, poczuli wspólną więź i aby odtąd zapanowały w Szczytnie ciepło i radość ogólna! Po wsze czasy!

NIE DLA KRÓTKOWIDZA

Pewien stały Czytelnik "Kurka", przechadzając się ul. Sienkiewicza zauważył, że na odwrotnej stronie wielkiej planszy z planem miasta wisi sobie pewna szczególna reklama, pewnego zakładu optycznego.

Co prawda, taka sama plansza reklamowa widnieje i od strony awersu mapy, od strony placu Juranda, ale mniejsza o takie szczegóły i wypominanie Czytelnikowi braku spostrzegawczości, skorośmy sami tego w ogóle nie wytropili. Dość rzec, iż wymowa reklamowej tablicy jest istotnie szczególna. Oto, co mówią fakty, czyli wymalowane na niej literki - fot. 6.

Jak widać, reklama zawiera dość poważną, żeby nie rzec, istotną przestrogę. Fotografia stanowi jednak znaczne przybliżenie tablicy, przez co wszystko jest czytelne. W rzeczywistości nie wygląda to tak dobrze, a wręcz przeciwnie. Z powodu maleńkości literek stojących w czwartym rządku od góry, nikt, oprócz kogoś obdarzonego sokolim wzrokiem, nie dowie się, co może się stać, gdy nie będzie się znało umiaru w uprawianiu rzeczy na literkę "s". Po prostu z odległości kilku metrów nie da rady tego wersu odczytać.

2005.12.14