Stanowcza reakcja na przemoc należy do kanonu cnót obywatelskich. Okazuje się jednak, że czasami tego typu postawy stają się źródłem konfliktu. Przekonał się o tym mężczyzna, który postanowił interweniować na widok niepełnosprawnej osoby szarpanej przez postawnych ochroniarzy.

Zajście pod marketem

NIEPEŁNOSPRAWNY ZŁODZIEJASZEK

W środę 20 września, przed godziną piętnastą do redakcji "Kurka" zgłosił się mieszkaniec Szczytna Paweł Sochaczewski. Opowiedział nam o zdarzeniu, którego świadkiem był kilkadziesiąt minut wcześniej. Przejeżdżając samochodem obok sklepu Champion przy ulicy Wielbarskiej, zauważył, jak pracownicy ochrony szarpią niepełnosprawnego człowieka. W opinii Sochaczewskiego ochroniarze obchodzili się z nim w sposób bardzo brutalny.

- Zachowywali się na tyle agresywnie, że musiałem zatrzymać samochód i zwrócić im uwagę - opowiada zbulwersowany Paweł Sochaczewski.

W odpowiedzi miał usłyszeć, że nie powinien się wtrącać, bo zatrzymany przed chwilą osobnik usiłował okraść sklep. Okazał się nim pensjonariusz pobliskiego Domu Pomocy Społecznej.

- Ten mężczyzna już nie pierwszy raz próbował coś ukraść - informuje "Kurka" kierowniczka sklepu. - Kiedy tylko coś mu "odwali" przychodzi do nas i cieszy się, że ściągnął towar z półki. Pan Sochaczewski przesadza. Sam zaparkował auto w miejscu dla niepełnosprawnych. Nie ma o czym rozmawiać - ucina nasza rozmówczyni i nie godzi się na publikację swoich danych.

Zatrzymanego pensjonariusza zna doskonale dyrektor DPS-u Henryk Wilga. Potwierdza, że jest on jednocześnie upośledzony umysłowo i chory psychicznie. Dlatego stosowanie wobec niego jakiejkolwiek przemocy uważa za niedopuszczalne.

- Takie zachowanie ochroniarzy jest poniżej pasa. W takim człowieku najdrobniejszy przejaw agresji wyzwala agresję poczwórną - mówi Wilga. Dodaje, że w podobnych przypadkach należy natychmiast telefonować do DPS-u, który wysyła na miejsce swoich pracowników, a ci zabierają podopiecznego ze sobą. Potem przechodzi on rozmowę "wychowawczą".

ZGŁOSIŁ CZY NIE ZGŁOSIŁ

Paweł Sochaczewski był na tyle poruszony zdarzeniem, że postanowił od razu zgłosić je na komendzie policji.

Udał się tam w towarzystwie brata, który również był świadkiem zajścia. W tym miejscu wersje policjantów i obydwu mężczyzn różnią się od siebie.

- Zgłoszenia dokonywał mój brat. Stałem bardzo blisko i słyszałem każde słowo jego rozmowy z dyżurnym. Kiedy brat powiedział, że chce zgłosić zawiadomienie o pobiciu, policjant poprosił go o imię, nazwisko i numer telefonu. Powiedział, że sprawę zbadają i wyślą na miejsce patrol. Cała rozmowa trwała dwie, może trzy minuty. Zawiadomienia o przestępstwie dyżurny nie przyjął - opowiada Paweł Sochaczewski.

Nieco inną wersję wydarzeń prezentuje rzecznik prasowy KPP w Szczytnie komisarz Ewa Żyra. Z jej relacji wynika, że policjanci byli wcześniej wzywani przez pracowników Championa, ponieważ pensjonariusz DPS-u usiłował ukraść piwo. Po upomnieniu go mandatem policjanci odjechali. Pensjonariusz jednak wrócił pod sklep. Wtedy pracownicy ochrony wezwali sanitariuszy z DPS-u. Na ten moment trafił Sochaczewski.

- Kiedy pan Sochaczewski do nas zadzwonił, został poproszony o podjechanie na komendę. Oficer dyżurny poinformował go, że na miejsce ponownie wysłano patrol. Zapytał również, czy ten chce złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i pouczył, w jaki sposób należy tego dokonać. Pan Sochaczewski odpowiedział, że na chwilę obecną niczego zgłaszał nie będzie - relacjonuje komisarz Żyra.

Paweł Sochaczewski twierdzi, że policjanci zupełnie zignorowali jego brata Mateusza.

- On powiedział dyżurnemu wyraźnie, że chce złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Tamten nie udzielił mu żadnego pouczenia - zapewnia Sochaczewski. Jego zdaniem policja zachowała się w sposób dalece niewłaściwy.

Wojciech Kułakowski

2006.09.27