Ciepły, letni wieczór, kameralne otoczenie i świetna, zróżnicowana muzyka - tak najkrócej można podsumować czwartą edycję „Mazurskiej nocy jazzowej”, uświetnionej tym razem występem gwiazdy z USA.

Trzy oblicza jazzu

Podobnie jak w latach poprzednich, rozbrzmiewający w scenerii zamkowych ruin jazz zgromadził liczne grono słuchaczy, co świadczy o tym, że zapotrzebowanie na bardziej ambitne gatunki muzyki jest w Szczytnie duże. Publiczność dopisała, mimo że koncert odbywał się w nietypowym terminie - we wtorek. Otworzyła go złożona ze studentów wydziału jazzu i muzyki rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach formacja Biotone, w której szeregach występuje szczytnianin - puzonista Michał Tomaszczyk. Czterej młodzi muzycy zaproponowali solidną dawkę akustycznego jazzu, czerpiącego z tradycji tej muzyki, ale niepozbawionego również własnej inwencji wykonawców.

Bardziej dynamicznie zagrała krakowska grupa Eastcome. Rytmiczne, pulsujące połączenie jazzu i rocka na dobre rozruszało publiczność. W dwóch ostatnich utworach wokalnie wspomógł grupę Marek Stryszowski, dla którego nie był to debiut na „Mazurskiej nocy jazzowej”. Poprzednio charyzmatyczny muzyk wystąpił w Szczytnie w roku 2004 wraz z zespołem Little Egoists.

Gwiazdą wieczoru była jednak Harriet Lewis, występująca u boku również świetnie znanej szczycieńskim miłośnikom jazzu grupy Jazz Band Ball Orchestra. Ciemnoskóra wokalistka, mająca za sobą współpracę z takimi tuzami jak choćby BB King, Ray Charles czy Charlie Parker od razu nawiązała świetny kontakt z publicznością. Między poszczególnymi utworami opowiadała słuchaczom anegdoty z życia słynnych muzyków, przybliżała również swoją postać. Na repertuar Harriet Lewis złożyły się przede wszystkim jazzowe i bluesowe standardy, m.in. świetna wersja „Georgia on my mind”, wspomnianego Charlesa, ale wokalistka sięgała również po utwory wykonawców niemających na pierwszy rzut oka wiele wspólnego z jazzem: The Beatles i Boney M. Nic zatem dziwnego, że rozochocona publiczność nie chciała wypuścić Amerykanki ze sceny, zmuszając ją do kilkakrotnego bisowania.

wk/Fot. W. Kułakowski