Chociaż w gminie Pasym przybyło dziewięć nowych mieszkań socjalnych, nie wszyscy radni są z tego zadowoleni. Powód - adaptacja budynku po dawnej szkole w Grzegrzółkach pochłonęła o blisko połowę więcej środków niż pierwotnie zakładano, a i tak prawdopodobnie wartość zadania jeszcze wzrośnie.

Nierealny kosztorys

NIEDOSZACOWANA INWESTYCJA

Gmina Pasym jako jedyna w powiecie szczycieńskim oddała w tym roku do użytku budynek socjalny. Koszt adaptacji na ten cel byłej szkoły w Grzegrzółkach szacowano pierwotnie w wysokości 204 tys. zł i taką kwotę wpisano do tegorocznego budżetu. W kwietniu br. wartość kosztorysowa wzrosła o 50 tys. zł, w sierpniu o kolejne 18 tys. zł, by w listopadzie pójść w górę o następne 20,5 tys. zł. Zdziwienia tymi znacznymi przeszacowaniami zadania nie kryje wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Bernard Mius.

- Czy tu nie została naruszona ustawa o zamówieniach publicznych? - pytał podczas ostatniej sesji 24 listopada. Jego obawy dotyczą możliwości utraty przyznanej dotacji z budżetu państwa w wysokości 69 tys. zł.

Zdaniem Sekretarza Miasta Kazimierza Oleszkiewicza, o takim zagrożeniu nie ma mowy. Dwie pierwsze korekty związane były z nierozstrzygniętymi przetargami. Najniższe zgłoszone do nich oferty przewyższały sumy przewidziane na to zadanie w budżecie.

- Zaplanowane kwoty były nierealne. Popełniono błędy w kosztorysowaniu tej inwestycji i trzeba było je skorygować - przyznawał sekretarz.

Ostatnia korekta wynikła natomiast z konieczności wykonania dodatkowych robót, kosztami których wspólnie zostali obciążeni samorząd i wykonawca.

Sekretarz próbował pocieszać radnych, sugerując że gdyby wniosek na adaptację budynku zawierał kwotę 292,8 tys. zł, którą inwestycja się zamknęła, pewnie nie uzyskałby 30% dofinansowania z budżetu państwa. Dlaczego tak miałoby się stać, już jednak nie wyjaśnił. Nie wykluczył natomiast, że zadanie może pochłonąć jeszcze więcej pieniędzy.

Oleszkiewicz uspokajał radnych, że samorząd nie poniesie żadnych konsekwencji z tytułu podniesienia wartości inwestycji, ministerstwo dołoży obiecane 30%, ale tylko do kwoty zakładanej pierwotnie, czyli 204 tys. zł.

Dociekania wiceprzewodniczącego Miusa zirytowały radnego Andrzeja Gralczyka.

- Powinniśmy się cieszyć z tej inwestycji, która jest jedyną tego typu w całym powiecie - mówił radny, podkreślając zasługi pasymskiego samorządu.

Dalej poszła burmistrz Lucyna Kobylińska, wytykając Miusowi, że gdy on zasiadał w Zarządzie Miasta ani jedno mieszkanie nie zostało przekazane społeczności lokalnej. Przyznała jednak, że można mówić o stracie 27 tys. zł wynikającej z niedoszacowania kosztów inwestycji i związanej z tym mniejszej dotacji z budżetu państwa.

IGNOROWANY RADNY

Podczas tej samej sesji radny Andrzej Lejman z Tylkowa żalił się na burmistrz Kobylińską, że ta nie zaprasza go na spotkania z mieszkańcami organizowane w jego sołectwie.

- Wydaje mi się, że jako radny z okręgu powinienem w nich uczestniczyć, a ja tymczasem o wszystkim dowiaduję się już po fakcie od zdziwionych moją nieobecnością znajomych - utyskiwał radny.

- Jak ktoś nie ma co robić, to pytania zadaje - subtelnie odpowiedziała mu burmistrz. Celem jej spotkań z mieszkańcami poszczególnych sołectw, jak wyjaśniała, miało być zapoznanie ich z realizacją budżetu. Radni znają temat, więc do nich nie kierowała specjalnych zaproszeń.

OSTRZEŻENIE DLA KIEROWNIKA

Po raz kolejny powrócono do sprawy radnego Miusa, którego ze stanowiska głównego specjalisty w ZGKiM chce zwolnić jego przełożony. Negatywna opinia pasymskiego samorządu została zaskarżona do sądu przez kierownika zakładu Stanisława Zadykowicza. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie wydał wyrok korzystny dla radnego, kierownik zastanawia się teraz, czy będzie się odwoływał do sądu wyższej instancji.

Koledzy Miusa z rady próbowali podpowiedzieć kierownikowi, jakie powinien zająć stanowisko. Jerzy Gryzio ostrzegł go, że jeśli dalej będzie próbował się odwoływać, to radni wystąpią do burmistrz Kobylińskiej o wyciągnięcie w stosunku do niego konsekwencji służbowych za marnotrawienie pieniędzy budżetowych.

Ta wypowiedź spotkała się z ripostą radnego Gralczyka, który zarzucił swoim koleżankom i kolegom z rady mieszanie się do nieswoich spraw.

- To wywołuje wśród nas podziały. A po co one nam potrzebne? Jeśli szef chce kogoś zwolnić ze stanowiska, to ma do tego prawo i nikt nie powinien się do tego wtrącać - apelował radny.

(o)

2005.12.07