Propozycja, by do Mrągowa na G4W jechać w zwykły dzień po 16-tej bardzo mi się spodobała. Spodziewałam się mniejszej, niż w Trzech Króli, frekwencji oraz tańszych podjazdów. Faktycznie w czwartek 8 stycznia 2015 r na stoku mało narciarzy

NA STOKU O ZMROKU

. Już o 17tej przebrana dołączyłam do nich. Doskonałe oświetlenie i świeża dostawa naturalnego śniegu wróżyły moc udanych zjazdów i szybkich podjazdów (za jedyne 1,80 zł). Jak przystało na Górę, gdzie króluje wiatr, tym razem wiało i to silnie z czterech stron świata. Podmuchy nie przeszkadzały w szusowaniu, wręcz odwrotnie pomagały. Pchana wiatrem dotarłam do bramek broniących dostępu do wyciągu. Rozpryskując śnieg i robiąc pług stanęłam tam jak wryta i poprosiłam koleżankę, by zrobiła mi zdjęcie, gdy spokojnie i bez kolejki przechodzę przez bramkę. Takie zjawisko należało utrwalić, ale nim wygrzebałam aparat, nim go włączyłam... do bramek dojechali inni miłośnicy białego szaleństwa. Jednak o tłoku nie było mowy. Gdy wyciąg ciągnął mnie do góry poczułam bolesne ukłucia padającego deszczu przekształconego w zmarznięte igiełki. Ochroniłam się goglami. Przypomniałam też sobie pierwsze spotkania z wyciągiem, gdy nie mogłam utrzymać równowagi i przewracałam się, aż wreszcie zrozumiałam, że mam stać a nie siadać. Na górze odsłoniłam oczy przesuwając gogle na kask. Gdy już przygotowałam się do zjazdu w dół, coś silne uderzyło mnie w policzek. W pierwszej chwili pomyślałam, że ktoś rzucił we mnie śnieżną kulą dla żartu, a to były moje gogle. Po prostu guma ześliznęła się z kasku, a ja zostałam pacnięta w twarz. To zdarzenie sprawiło, iż na krótką chwilę straciłam panowanie nad deskami, a one poniosły mnie ze zdwojoną szybkością w dół. W ostatniej chwili, podpierając kijami uratowałam się przed upadkiem. Przyznaję, że długo nie używałam kijków, ale mój instruktor Grześ, za każdym razem upominał mnie bym zjeżdżała z kijami. Dla świętego spokoju brałam te od nordic walking, ale gdy na stoku Małe Ciche w prawdziwych górach przewróciłam się i za pomocą wspomnianych kijków próbowałam podnieść, a one mi się złożyły, kupiłam normalne. Teraz one mnie uratowały. Zostawiłam przesłonę na oczach, by incydent z goglami nie powtórzył się. Lodowe igiełki w pewnym momencie przemieniły się w wirujące płatki śniegu. Gratulowałyśmy sobie pomysłu wyboru dogodnego terminu i doskonałych warunków. Szybkie zjazdy i szybkie podjazdy dawały radość. W pewnym momencie pod wyciągiem zrobiło się drobne zamieszanie, pojawił się tam wilczur. Pies najwyraźniej szukał swojego pana, zawiedziony pobiegł pod górę. Kręcił się tak kilka razy, niestety bez powodzenia, bo nikt nie przyznawał się do niego. Na stoku o zmroku przyjemnie, latarnie dają doskonałe światło, z głośników leci umilająca jazdę muzyka. Jednak intensywny trening wyczerpuje i zmęczenie dało o sobie znać, więc wypoczynku szukamy w schronisku. Obowiązkowo herbata i refleksja, że w restauracji jesteśmy jedynymi gośćmi. Wniosek z tego taki, że nie tylko w dzień, ale i o zmroku wspaniale jest w Mrągowie na stoku.

Grażyna Saj-Klocek