Mają swoje sposoby na rozwiązywanie konfliktów i łagodzenie sąsiedzkich sporów. W dążeniu do realizacji wyznaczonych celów potrafią umiejętnie wykorzystać kobiecy urok, ale bywają też bardziej zdecydowane i konsekwentne niż panowie, dlatego niewielu ma odwagę powiedzieć o nich "puchu marny"...

PANIE NA STANOWISKACH

Nikogo nie dziwi już, że kobiety zajmują eksponowane stanowiska w rządzie, zasiadają w ławach poselskich i senatorskich, piastują odpowiedzialne funkcje we władzach lokalnych, kierują dużymi firmami. Panie doskonale radzą sobie również w tych dziedzinach życia, w których jeszcze do niedawna najwięcej do powiedzenia mieli mężczyźni. Jedną z nich było np. stanie na czele wsi. Tymczasem w naszym powiecie coraz więcej kobiet pełni funkcje sołtysów. Najbardziej "kobieca" jest bez wątpienia gmina Pasym. Nie dość, że na jej czele stoi burmistrz Lucyna Kobylińska, to jeszcze na czternaście sołectw aż w ośmiu ster władzy dzierżą panie. Najmniej przekonani do płci pięknej są mieszkańcy gminy Świętajno. Tam tylko w jednej wsi sołtysem jest kobieta. O swoich codziennych troskach, sukcesach i porażkach oraz sposobach na rozwiązywanie problemów opowiadają cztery panie pełniące funkcję sołtysa.

Marianna Szydlik:

OŻYWIĆ WIEŚ

Kiedy rządzi kobieta

Marianna Szydlik stoi na czele wiejskiej społeczności w sołectwie Kot, gmina Jedwabno, już drugą kadencję. Startując po raz pierwszy w wyborach, pokonała trzech mężczyzn. Największą satysfakcję sprawiło jej jednak to, że wybrano ją jednogłośnie.

- Pamiętam, że wywołało to niemałe zdziwienie naszego wójta, bo takie sytuacje nie zdarzają się często - wspomina pani Marianna.

Wcześniej do kandydowania namawiało ją wielu mieszkańców, więc uznała, że warto spróbować swoich sił. Pani Marianna nie pracuje, dlatego swój wolny czas może poświęcić sprawom wsi. Najbardziej palącym problemem jest dla niej dowóz dzieci do szkoły w Jedwabnie. Wyruszają one z Kota tuż po godzinie 9.00 rano, a wracają do domów przeważnie o 16.30.

- Dla tych najmłodszych to stanowczo za długo. Często zaczynają lekcje dopiero w południe, a do tego czasu muszą siedzieć w świetlicy. Walczymy więc o to, by autobus przyjeżdżał po nie później - mówi pani sołtys.

Przyznaje jednak, że batalia o dojazdy nie jest łatwa. Zmiana harmonogramu dowozu spowodowałaby większe koszty, a na to władze gminy nie chcą się zgodzić. Mieszkańcom Kota i pobliskiego Dębowca doskwiera także brak świetlicy, w której mogliby się spotykać lub organizować zebrania wiejskie.

- Chciałabym jakoś ożywić wieś, bo panuje tu marazm, trudno ludzi do czegokolwiek namówić - ubolewa Marianna Szydlik.

Cieszy ją jednak, że w sezonie letnim miejscowość odwiedza coraz więcej turystów, którzy odbywają spływy kajakowe płynącą przez Kot rzeką Omulew. Przybywa tu także domków letniskowych.

Jej zdaniem panie mają doskonałe predyspozycje do łagodzenia wszelkich napięć i konfliktów, a to daje im przewagę nad płcią przeciwną.

- Kobiety podchodzą do wszelkich trudności spokojnie, a mężczyźni wszystko stawiają na ostrzu noża, są porywczy - mówi Marianna Szydlik.

W wolnych chwilach sołtys Kota czyta książki. Najbardziej lubi powieści historyczne, które wypożycza z biblioteki lub dostaje od córki. Latem i jesienią pani Marianna spędza dużo czasu w lesie, jest bowiem zapaloną grzybiarką.

Sylwia Bachan:

WSKAZANY PIĘKNY UŚMIECH

Młoda, dynamiczna, pełna energii. Zarówno wyglądem, jak i sposobem bycia Sylwia Bachan odbiega od stereotypowego wyobrażenia o sołtysie. Stoi na czele sołectwa Sędańsk, w skład którego wchodzą także Sawica i Janowo w gminie Szczytno. Swoją funkcję pełni dopiero pierwszą kadencję. Jest absolwentką pedagogiki społeczno-wychowawczej. Wcześniej pracowała przez kilka lat w Urzędzie Gminy jako pełnomocnik ds. rozwiązywania problemów alkoholowych. Dzięki temu kłopoty mieszkańców nie były jej obce.

- Myślę, że to mnie zbliżyło do ludzi i ułatwiło kontakt z nimi - mówi.

Pani Sylwia mieszka w Janowie i tam także prowadzi sklep. W tym, że pełni funkcję przypisaną kiedyś głównie mężczyznom, nie widzi nic nadzwyczajnego.

- Czasy się zmieniają i kobiety wykonują coraz więcej męskich zawodów - mówi.

Największą troską pani Sylwii jest zagospodarowanie czasu wolnego najmłodszym mieszkańcom. Głównie z myślą o nich sołtys organizuje wiejskie majówki oraz Dzień Dziecka. Przy okazji każdej imprezy stara się pozyskiwać sponsorów, którzy fundują nagrody i upominki dla maluchów oraz nieco starszych pociech. Za jeden ze swoich większych sukcesów uważa wybudowanie, dzięki pomocy władz gminy, placów zabaw w Janowie i Sędańsku oraz odnowienie świetlicy w tej ostatniej miejscowości. Udało się tam również wybudować wiatę, dzięki czemu dzieci dowożone do szkoły nie muszą moknąć pod gołym niebem w oczekiwaniu na autobus. Uporządkowano także plażę nad jeziorem w Sędańsku.

- Na pewno nie byłoby to możliwe bez pomocy wójta - przyznaje sołtys.

Panią Sylwię cieszy to, że podczas organizacji różnych imprez udaje się jej włączyć do współpracy młodych ludzi. W jaki sposób stara się przekonywać mieszkańców do swoich pomysłów?

- Najważniejsze są oczywiście odpowiednie argumenty i plan realizacji. Piękny uśmiech też jest przy tym wskazany - mówi pani sołtys.

Marzy się jej, aby w przyszłości zniknęły różnice między poziomem życia na wsi i w mieście.

- Chciałabym, żeby dzieci nie musiały rezygnować ze swoich zainteresowań tylko dlatego, że np. mają utrudniony dojazd do miasta.

Mieszkańcy zdążyli się już przyzwyczaić do młodej pani sołtys, ale przyjezdni często reagują zdziwieniem, bywa też, że dochodzi do zabawnych sytuacji.

Pewnego dnia w mieszkaniu państwa Bachan zjawił się pan, który był zainteresowany kupnem działek w okolicy. Koniecznie chciał rozmawiać z sołtysem. Podano mu tylko nazwisko i adres. - Kiedy otworzyłam drzwi, od razu zapytał o mojego tatę. Nie dając mi dojść do słowa, objaśnił w skrócie, o co chodzi. Dopiero po dłuższej chwili udało mi się wyjaśnić mu, że to ja jestem sołtysem. Był bardzo zdziwiony - opowiada pani Sylwia.

Dorota Klimek:

PODATEK MNIEJ BOLESNY

Pierwsza kobieta sołtys w Farynach, gmina Rozogi, Dorota Klimek swoją funkcję traktuje jako zobowiązanie.

- Zawsze powtarzam, że sołtys jest dla ludzi, a nie odwrotnie - podkreśla.

Każdy mieszkaniec może więc przyjść do niej po radę lub wsparcie w trudnych sytuacjach. Najwięcej wskazówek udzielała rolnikom po wejściu Polski do Unii Europejskiej w związku z dopłatami. Sama uczestniczyła wcześniej w kursach, a zdobytą wiedzą dzieliła się z mieszkańcami. W codziennych obowiązkach wspierają ją najbliżsi - mąż i dwie dorosłe córki w wieku 21 i 22 lat.

- Mój małżonek akceptuje to, co robię i jest ze mnie zadowolony. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, by kazać mi siedzieć w domu - zwierza się pani Dorota.

Sołtys Faryn szybko zdobyła sympatię wśród mieszkańców. Od czasu, kiedy pełni swoje obowiązki, nawet płacenie podatków stało się dla nich mniej bolesne, a ich ściągalność w porównaniu do lat ubiegłych wzrosła. Jest jednak wiele spraw, które chciałaby zmienić. Od dłuższego czasu zabiega o remont wyłożonej kamieniem drogi powiatowej biegnącej do wsi.

- Władze tłumaczą nam, że to zabytek, ale nie sposób po niej normalnie jechać - ubolewa sołtys.

Pani Dorota daleka jest od poglądów głoszonych przez feministki, które uważają, że kobiety i mężczyźni powinni mieć równy udział w rządzeniu państwem.

- Tak naprawdę płeć nie ma znaczenia. Ważne, by dobrze wykonywać swoje obowiązki - mówi.

Zawsze stara się na bieżąco śledzić wszystkie ważne wydarzenia w kraju, czyta dużo prasy. W sezonie pracuje w znajdującym się w Farynach pensjonacie, zimą zajmuje się domem. Lubi zwłaszcza gotować. Jej specjalnością jest babka ziemniaczana, o którą często upomina się mąż.

Mariola Jabłońska:

SOŁTYS, MATKA, GOSPODYNI

Mariola Jabłońska sołtys Jesionowca w gminie Wielbark nie kryje, że jej wcześniejsze wyobrażenia o pełnionej funkcji były dalekie od rzeczywistości.

- Dawniej myślałam, że jak tylko zostanę sołtysem, to uda mi się załatwić wszystkie najpilniejsze potrzeby wsi. Jednak po kilku sesjach gminnych przekonałam się, że jeden człowiek sam niewiele osiągnie - mówi.

Jesionowiec to bez wątpienia wieś z kłopotami. Brakuje tu poważniejszych inwestycji, takich jak choćby kanalizacja, ale nie ma też chodników czy miejsca do spotkań. Mieszkańcom doskwiera również słaba komunikacja ze światem. Mają utrudniony dojazd do pracy i szkoły - przez wieś kursuje tylko jeden autobus. Pani Mariola starała się o zwiększenie liczby połączeń, osobiście interweniowała nawet w szczycieńskim BUS-KOM-ie, ale bez powodzenia.

- Na początku marzyłam o przystanku z prawdziwego zdarzenia, chodniku, naprawionych drogach polnych. Tymczasem na każdej sesji słyszę, że na nic nie ma pieniędzy. Brakuje nam nawet węży do hydrantów - mówi pani Mariola.

O te ostatnie wykłócała się z wójtem. Nie znalazła jednak u niego zrozumienia.

Pani Mariola prowadzi wraz z mężem gospodarstwo specjalizujące się w produkcji mleka. Mają 32 krowy. Wielką radość sprawia gospodyni praca w ogrodzie. Odpoczynek i relaks znajduje w gronie rodziny.

- Lubię wieczorami czytać dzieciom, zajmować się nimi. Ostatnio stałam się domatorką - zwierza się pani Mariola.

Ewa Kułakowska

2006.03.08