Emocje po tegorocznych Dniach i Nocach Szczytna już opadły, dlatego uznaliśmy, że to dobry moment, żeby zastanowić się nad dotychczasowym kształtem imprezy i jej przyszłością. O wyrażenie opinii w tej sprawie poprosiliśmy ludzi związanych ze szczycieńską kulturą obecnie i w przeszłości oraz jej bacznych obserwatorów.

Jakie dni i noce (2)

Jan Myślak (właściciel sklepu muzycznego "Agaton"):

- Uważam, że odejście od obecnej formuły Dni i Nocy Szczytna jest koniecznością. Nie ma sensu robienie jednej, dużej imprezy w trakcie sezonu, bo w ten sposób i tak nie uczyni się zadość oczekiwaniom wszystkich. Bardziej wskazane byłoby postawienie jakiejś małej sceny albo nawet kilku i udostępnienie jej artystom, w tym również miejscowym, którzy występowaliby na niej przez całe lato. Słuchacze z pewnością by się znaleźli. Artyści zgodziliby się grać za darmo i znacznie ożywiłoby to atmosferę panującą w mieście, która w porównaniu z innymi miastami Warmii i Mazur jest raczej senna, a po godz. 18.00 miasto staje się puste, w weekendy wręcz wymarłe. Ładowanie dużych pieniędzy w jedną, rozbudowaną imprezę to poważny błąd władz miejskich. Dni i Noce stały się kolejnym festynem i z roku na rok wyglądają tak samo jak podobne wydarzenia organizowane w innych miastach. O ile w pierwszych latach była to impreza żywa, organizowana z sercem i fantazją, tak teraz organizatorzy działają według ustalonego jakiś czas temu szablonu. W tym roku wybrano również niefortunny termin, tłumacząc się, że pod koniec lipca odbywa się Piknik Country w Mrągowie. Uważam, że nie trzeba oglądać się na inne imprezy, tylko z nimi konkurować. Do tego jednak potrzeba odwagi i dobrego menedżera od promocji i organizacji oraz koordynacji wszystkich imprez odbywających się w regionie. Kryzys Dni i Nocy Szczytna wpisuje się w szersze zjawisko braku pomysłu włodarzy miasta na wykorzystanie jego potencjału w dziedzinie turystyki. Nie wiem, co odpowiadać turystom pytającym, co w mieście można ciekawego zobaczyć lub gdzie spokojnie można coś zjeść lub posiedzieć. Słyszeliśmy już mnóstwo obietnic dotyczących kanału łączącego jeziora, budowy amfiteatru, skoczni narciarskiej, nart wodnych i kafejek. Dotychczas jakoś nic z tego nie wyszło, a ludzie, którzy te obietnice składali, znowu zamierzają ubiegać się o fotel burmistrza. Nie wróży to dobrze na przyszłość. Trzeba nam kogoś młodego, ze świeżymi i realnymi pomysłami.

Wojciech Wrześniowski (na początku lat 90. przewodniczący komisji kultury i oświaty w Radzie Miejskiej):

- Dni i Noce Szczytna to typowa impreza masowa, jakich ostatnimi laty w Polsce nie brakuje. To wszystko ma coraz mniej wyrazu artystycznego, brakuje też koncepcji, idei, która przyświecałaby wydarzeniu. Mamy natomiast do czynienia ze zlepkiem chałtur, zaprasza się kogo popadnie, o ile tylko zgodzi się zagrać za zaproponowaną stawkę. Pierwotnie Dni i Noce Szczytna obracać się miały wokół osoby Krzysztofa Klenczona. Tą tradycję należy kontynuować. Przynajmniej jeden dzień powinien być poświęcony jego postaci, muzyce Czerwonych Gitar, Niebiesko-Czarnych i innych grup lat 60. i 70. Tamte zespoły są wciąż popularne, a fascynacja ich twórczością nie przemija. To przecież nie tylko muzyka, ale również klimat, ideologia. Dlatego marzy mi się amfiteatr i cykliczny festiwal muzyki lat 60. i 70. Sam konkurs w jego obecnej formie to zdecydowanie za mało.

Co roku należałoby wymyślić naczelne hasło imprezy i więcej miejsca poświęcać historii regionu - jest to bardzo popularne na Zachodzie Europy.

Decyzje co do organizacji i charakteru Dni i Nocy Szczytna zapadają w wąskim kręgu ludzi z MDK-u. Moim zdaniem za organizację powinna odpowiadać profesjonalna firma z zewnątrz, konsultująca się z radą programową, złożoną z miejscowych fachowców. Zaznaczam, że mam na myśli radę programową z prawdziwego zdarzenia, a nie taką, z jaką mamy do czynienia obecnie, która faktycznie nie decyduje o niczym.

Jarosław "Jar" Chojnacki (muzyk):

- To dobrze, że coś takiego jak Dni i Noce Szczytna w ogóle istnieje. Miasto pokroju Szczytna potrzebuje imprezy masowej, ludycznej. Ja jednak zawsze zastanawiałem się, co zrobić, żeby była to impreza charakterystyczna, rozpoznawalna w skali kraju. Gwarantem tego miała być postać Krzysztofa Klenczona. Ale ci, którzy to wymyślili, za dużo myśleli o pieniądzach, za mało zaś o samej idei, a więc o czymś, co tworzy się na przestrzeni lat. Póki co, kopiujemy jedynie pomysły podpatrzone gdzie indziej. Tak jest na przykład z aleją gwiazd. Skutek jest taki, że zainteresowanie mediów imprezą z roku na rok spada.

MDK staje na głowie, żeby dźwignąć ogromne przedsięwzięcie, jakimi stały się Dni i Noce. Od strony organizacyjnej wygląda to naprawdę dobrze. Szkoda jednak, że pieniądze, jakie miasto wykłada na imprezę, wyjeżdżają do Warszawy, zamiast zostawać u nas. Czy choćby konferansjer nie mógłby pochodzić ze Szczytna? A jestem pewien, że właściwa osoba by się znalazła. Nie ma sensu powierzać organizacji Dni i Nocy firmom z zewnątrz. W Szczytnie nie brakuje kompetentnych ludzi zdolnych się tym zająć. Ale im należałoby dobrze zapłacić. Większe pieniądze trzeba wpompować w Miejski Dom Kultury, a nie w kółko narzekać, że nie radzi sobie z tym czy owym. Potrzebni są również sponsorzy, ale nie tacy, którym zależy wyłącznie na komercyjnej stronie dotowanego przedsięwzięcia, ale również na jego poziomie artystycznym.

Przede wszystkim przydałaby się zmiana myślenia. Gdyby za organizację Dni i Nocy wziął się człowiek szalony, w pozytywnym sensie tego słowa, gotowy wziąć odpowiedzialność za swoje niekonwencjonalne pomysły, impreza być może wyrwałaby się ze stagnacji, w jaką, niestety, z roku na rok brnie.

not. (wk)

2006.08.02