Ostatnia niedziela września wywabiła słoneczkiem miłośników rowerowej aktywności. Kolejny raz płeć piękna dominowała, a jadący z nami panowie nie szczędzili komplementów typu: dziś dziewczynki wyglądają jak malinki. Faktycznie, w kolorowych strojach, jadąc drogami wiodącymi przez las - zasługiwałyśmy na takie porównanie.

To dla nas szumiały drzewa, to nam kłaniały się mimozy. Peleton prowadziła Bożenna, ustrojona w żółtą kamizelkę momentami niknęła wśród kwiatów utrwalonych przez Juliana Tuwima w wierszu „Wspomnienie”. Wprawdzie nie umiem śpiewać, ale zaczęłam nucić słowa, które z taką pasją wyśpiewywał Czesław Niemen: „mimozami jesień się zaczyna”... Koleżanki wtórowały. Gdy przodownica oddaliła się na bezpieczną odległość powiedziałam wszystkim byśmy nazrywali kwiatów jesieni i nimi pożegnali koleżankę, bo to jej ostatnia z nami rowerowa niedziela. Bowiem „dzisiaj się rozstaniemy, dzisiaj się pożegnamy”... - Bożenka wyprowadza się do Gdańska. W tajemnicy powstał imponujący bukiet i w miejscowości Piece na pomoście jeziora Sasek Wielki wręczyliśmy go naszej towarzyszce wielu niezapomnianych wypraw. Nie śpiewałam, ale za Tuwimem wyrecytowałam włączając do pomocy wszystkich rowerzystów piękne, ponadczasowe i adekwatne do chwili słowa: „Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła. To ty, to ty jesteś ta dziewczyna”... która z nami rowerami jeździła. Usadowiłyśmy naszą bohaterkę na rybackim krzesełku stając do wspólnej fotki. Gdy nacieszyła się jesiennym kwieciem zaśpiewaliśmy chórem: „wiła wianki i rzucała je do falującej wody” i faktycznie bukiet poszybował w stronę tafli jeziora, a my pożegnaliśmy go słowami: „niech płynie do Gdańska”. Zakłóciliśmy spokój wędkarzom, ale trwało to chwilkę i oni chętnie włączyli się do zabawy. Wprawdzie łezki zakręciły się w oczkach naszej koleżanki, ale wręczając jej bukiet w miejscowości o wymownej nazwie, chcieliśmy jej podziękować za jej ciepło i serdeczność. Pożegnaliśmy Piece, by przez Jęcznik w okolicach Gromu pomknąć do Janowa. Jadąc wśród przyjaciół, z którymi od 16-tu lat przeżywam niezapomniane przygody przypominałam sobie, jak moją koleżankę z pracy Bożenkę namawiałam na „kręciołowe” wycieczki rowerowe. Pewnego dnia zgodziła się na wyprawę i na rowerze córki Dominiki przyjechała na spotkanie. Wówczas we dwie pojechałyśmy do Lipnika. Efekt tej wyprawy był taki, że natychmiast kupiła sobie rower i stała „Kręciołką” taką odpowiedzialną, solidną i zdyscyplinowaną. Jestem szczęśliwa, że ofiarowała mi swoją przyjaźń, zawsze była niezawodna i chętna do pokonywania długich tras chociażby do Leśniczówki Pranie na spotkania z Gałczyńskim. „Ileż razem dróg przebytych. Ileż ścieżek”... przejechanych... Mam nadzieję, że wspomnienia zabierze do swojego nowego miejsca zamieszkania i „ocali od zapomnienia”... Bo z mazurskiej krainy wywodzą się dziewczyny jak maliny, a wspólna przygoda wspomnieniom radości doda. Więc nie będziemy rozpaczać, że minęło – będziemy się cieszyć, że było.

Grażyna Saj-Klocek

Dziewczyny jak maliny