Odcinek 31

Nie cichła, ciągle podtrzymywana przez alaskańskie media, wrzawa o nielegalnych ogrodach zoologicznych ukrytych w leśnych ostępach w okolicach Mieszczna. Podupadła stacja kolejowa nadal była ozdobą światowych programów informacyjnych. Niestety zawiódł na koniec Wódz Wszystkich Plemion, który stanowczo zaprzeczał, że jakieś zabłąkane zwierzątka mogły trafić w przepiękne mazurskie lasy.

- Gdyby taka gratka trafiła się ulubionej przez Wodza podgórskiej Rzeczce, albo Półwyspowi to nikt by nie zaprzeczał! - pienił się Mecenas. - Zaraz by tam wybudowano kolejne zameczki, czy wieżyczki do obserwacji zwierzątek! Ale nas, biednych ludzi z zapadłego lasu nikt nie wesprze!

- Może nowy Wódz? - z nadzieją szepnął Długal, który po powrocie z uroczystych obchodów rocznicowych Oficjalnej Radiostacji Rządowej nie mówił głośniej niż charakterystycznym dla tego medium szeptem, ograniczając także wyrazistą dotąd gestykulację.

Czesio Wałach, energiczny, młody od kilkunastu lat działacz kolejnych kółek zainteresowań, nie mówił nic. Intensywnie wpatrywał się w powałę zabytkowej chaty, w której spotkali się wybitni przedstawiciele mieszczneńskiej elity politycznej. Rzecz jasna aktualnej elity, bez udziału takich "ołowianych kaczek" jak Chruściel czy Rysio Bańka, których świecące przez ostatnie lata gwiazdy zachodziły wprost w przepastną toń mazurskich jezior.

- Nowy Wódz daleko, daleko... - westchnął z żalem Mecenas. - Zanim dotrze tu kiedyś do nas, to wyrosną nam brody do podłogi.

- To może sami coś, tak od siebie? Pozytywistycznie... - zabrzmiał szept Długala.

- Pozy... co? Kiedyś coś pamiętam w szkole... - Wałach podrapał się po czaszce.

- To jakieś powieści mamy pisać?! "Pana Tadeusza" już Miśkiewicz napisał, po co jeszcze raz?

Długal zamierzał wznieść ręce w geście rozpaczy, lecz w porę opanował gwałtowną chęć gestykulacji, która nie przystoi takiej postaci.

- Pozytywistycznie, to znaczy u podstaw! Musimy stworzyć, tworzyć, poczynać od nowa! - gromko zagrzmiał Mecenas.

- O, to ja rozumiem! - ucieszył się Wałach, lecz po chwili zmarkotniał.

- Coś ci nie pasuje? - Mecenas nigdy nie przeceniał walorów intelektualnych młodej od kilkunastu lat nadziei mieszczneńskiej elity.

- Na becikowe się już cholera nie łapię! Podwyżkę dostałem ostatnio. No chyba, żeby bliźniaki... - uśmiechnął się z nadzieją.

- Tobie tylko jedno w głowie - obruszył się Długal.

- W głowie jak w głowie! - Wałach popisał się cienkim dowcipem i ciekawie spojrzał na reakcję kolegów.

- Panowie, nie jesteśmy sami! - Długal z szacunkiem skinął głową w kierunku spłonionej pani Zosi poprawiającej twarzowy berecik.

- Do rzeczy! Do rzeczy! Tempus ostro fugit! - popisał się łaciną Mecenas. - Jeszcze dwa tygodnie i mamy nowy rok! Nie muszę dodawać jak ważny rok! Musimy, tak jak tu jesteśmy, przekonać elektorat, że tylko z nami może zmienić ten nasz zaścianek w kwitnący mazurski ogród!

- Poeta! Doprawdy poeta! - załkała pani Zosia, spoglądając z oddaniem w przymknięte z intelektualnego wysiłku oczy Mecenasa.

- No to co? Tworzymy nowe kółko zainteresowań? Takie, które pozyska zwolenników wśród naszej lokalnej społeczności! - Długal szeptem starał się podtrzymać atmosferę intensywnej pracy myślowej.

- Ale jak je nazwiemy? - zakłopotała się pani Zosia. - Bo tytuł w każdej książce jest zawsze najważniejszy. Może Nasza Odrodzona Rodzina? To takie ciepłe i wzruszające...

- Nora! - krótko skwitował Mecenas.

- Jaka nora? - nie zrozumiał Wałach.

- Skrót - wyjaśnił rzeczowo Mecenas. - En, O, Ra! Różne tam takie będą sobie z nas jaja robić!

- A po co wymyślać coś nowego? - żachnął się Długal. - Przecież ciągle istnieje nasze stare Kawu!

- Jasne, oczywiście! - poparł Długala Mecenas. Koło Wyborców! Że też o tym zapomnieliśmy! Nikt nas przecież nie rozwiązał.

- Powiem więcej, cały czas pracowaliśmy. Tajnie rzecz jasna. Takie były czasy! - westchnął Długal.

Zapadła uroczysta cisza. Moment był przecież historyczny. Nie co dzień rodzi się czy przynajmniej odradza tak ważna instytucja.

- Zaraz, zaraz, a kto ostatnio kierował naszym Kołem? - Mecenas w zamyśleniu podkręcał bujnego wąsa.

- Cholera - wyrwało się Długalowi - nie pamiętam...

- Kto by tam pamiętał, co było cztery lata temu - machnął ręką Czesio - ważne jest teraz kto pokieruje dziś! Nie muszę chyba dodawać, że pokieruje energicznie i bez litości dla naszych przeciwników!

- Dla chwały naszego ukochanego Mieszczna! - dodała pani Zosia i z nadzieją spojrzała na Mecenasa.

- To może zaczniemy od programu - Mecenas jak zawsze był pragmatyczny.

- Program! Program! - niecierpliwił się Wałach. - Najpierw wybory, a robić i tak będziemy to, co zawsze! My młodzi...

- Wy młodzi zawsze tacy niecierpliwi... - szepnął Długal, - a praca przed nami, oj praca...

- A kto nas będzie finansował? - znów wtrącił się Mecenas.

- Nieważne! Wybierajmy! - Czesio z niecierpliwością przebierał nogami.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.12.14